Uwielbiam biegać na wyjazdach. Odkąd zacząłem biegać, jeśli gdzieś
jadę, zawsze wrzucam buty biegowe do walizki.
Do Lizbony przyjechałem na
półmaraton, więc siłą rzeczy buty musiałem zabrać. Ale założyłem je nie tylko
na półmaraton. Dziś nie wytrzymałem i pomimo, że byłem dość zmęczony po
powrocie z Sintry, postanowiłem pobiegać. Buty na nogi, sznurówki zawiązane,
zegarek na rękę i fru, bez konkretnego
planu, po prostu czysta przyjemność. Moje nogi zaciągnęły mnie aż do Parque dos
Nacoes, nowej dzielnicy Lizbony, wybudowanej na światową wystawę Expo ’98.
Sądziłem, że podobnie jak w Sewilli, będzie to teren podupadający, wymarły.
Otóż nie, dzielnica ta żyje, jest tu dużo biur, centrów handlowych, oceanarium,
marina. Ciekawa, nowoczesna architektura. Po drodze minąłem kilkunastu
biegaczy. Ale najbardziej podobał mi się most Vasco da Gama, nazwany imieniem
słynnego portugalskiego żeglarza z okazji pięćsetnej rocznicy odkrycia przez
niego drogi do Indii. Most ma ponad 17 km długości, jest to najdłuższa
przeprawa w Europie i robi duże wrażenie, trzeba się mocno przyglądać, aby
zobaczyć jego koniec. Jakie byłoby to przeżycie móc przebiec taki most… Może
kiedyś nadarzy się taka okazja. Wróciłem do mieszkania tą samą drogą, robiąc
ostatecznie prawie 18 km J
Nie lubię biegać z komórką, ale żałuję, że tym razem jej nie wziąłem,
zrobiłbym kilka fotek. Trudno, to co widziałem, mam w głowie.
Moja rada – jeśli gdzieś jedziecie, zawsze zabierajcie ze sobą buty
biegowe, to spora frajda biegać w nowym miejscu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz