niedziela, 30 sierpnia 2015

BMW Półmaraton Praski

Druga edycja BMW Półmaratonu Praskiego przechodzi do historii. Zwyciężył Marcin Chabowski z czasem 01:03:52, najszybszą z kobiet okazała się Kenijka Cheboi Gladys Jerotich (01:15:52). Warto też wspomnieć, iż w biegu brała udział Wanda Panfil, mistrzyni olimpijska z Tokio na dystansie maratonu. Nasza złota medalistka przekroczyła metę z czasem 01:32:00.

Zacznę od dużych pochwał dla organizatorów BMW Półmaratonu Praskiego. Ten bieg naprawdę był świetnie zorganizowany! Miasteczko biegowe funkcjonowało bez zarzutu, było dobrze oznakowane, dużo toalet, dobrze wymierzona i oznaczona trasa, dużo punktów nawadniania, kurtyny wodne, tak ważne podczas dzisiejszej pogody, muzyka, ładne medale, długo by wymieniać. Wszystko dopięte na ostatni guzik, organizatorzy innych biegów mogą brać przykład. Bardzo dobrym pomysłem, było usytuowanie miasteczka biegowego w Parku Skaryszewskim, dzięki czemu impreza miała charakter rodzinnego pikniku. Mnóstwo ludzi odpoczywało pod cieniem drzew i świętowało swój biegowy sukces. W tak upalny dzień przebywanie np. na Błoniach Stadionu Narodowego byłoby raczej mało przyjemne. Mówiąc krótko, impreza na wysokim poziomie.

Teraz kilka słów odnośnie mojego startu. Postawiłem sobie wysoką poprzeczkę i chciałem złamać 1:20. Chyba był to zbyt ambitny cel. Podczas marcowego PZU Półmaratonu Warszawskiego osiągnąłem czas 01:21:51. Na tym poziomie, dla amatora poprawienie się o blisko 2 min, to dużo. Dzisiejszy bieg ukończyłem z czasem 01:21:36, a zatem progres o 15 sekund. Niby życiówka, ale niedosyty pozostaje… Analizując przebieg biegu kilometr po kilometrze stwierdzam, że do 17 km szło mi całkiem dobrze, średnie tempo wahało się między 3.45 a 3.50, problemy zaczęły się na wysokości Mostu Świętokrzyskiego, przed podbiegiem na wiadukcie przy Porcie Praskim, tu zaczęło mnie odcinać. Podbieg, zbieg, nawrotka, znów podbieg i zbieg. Czułem, że tracę siły. Upał stawał się nieznośny. Tempo spadło powyżej 4.00. Na 20 km, zaraz za punktem nawadniania, musiałem się zatrzymać na kilka sekund. Przestałem patrzeć na zegarek, balonik z napisem 1:20 oddalił się, wiedziałem, że 1:20 już nie złamię. Otrząsnąłem się, zebrałem w sobie i ruszyłem, postanowiłem ratować to co do tej pory wypracowałem. Udało mi się zejść poniżej 4.00. W końcu dobiegłem do Zielenieckiej, stamtąd do mety było już blisko.

Co się stało? Myślę, że tak jak już wspomniałem cel był zbyt ambitny. Powinienem przyjąć metodę robienia postępów mniejszymi krokami. A zatem w kolejnym półmaratonie walczę aby złamać 1:21, a o 1:20 pomyślę w przyszłym roku. Drugi czynnik to niewątpliwie pogoda. Na starcie, o 8.45 temperatura była jeszcze znośna, ale słupek rtęci szybko szedł w górę, kiedy zaczęła się prawdziwa walka było gorąco. No ale cóż, na warunki pogodowe nie mamy wpływu. Trzecia sprawa, sądzę, że powinienem bardziej wypocząć przed biegiem.

Każdy bieg to nowe doświadczenia. Jestem o nie bogatszy. Wykorzystam je w dalszej pracy. To wszystko jeszcze bardziej mnie motywuje.


Co niezwykle mnie cieszy, to rezultaty jakie moja drużyna osiągnęła w kategorii firmowej i drużynowej. W obydwu kategoriach stanęliśmy na podium, zajmując drugie miejsce. Cały Allianz Running Team pracował na ten wynik. Dziewczyny i chłopaki, pod okiem naszego niezastąpionego Trenera przez tygodnie pracowali na ten wynik. Komu by się chciało biegać w piątek, po pracy, albo wstać w niedzielę rano żeby zrobić długie wybieganie. Nam się chciało i mamy tego efekty. Trenerze, Drużyno, dziękuję! Allianz i Przyjaciele to jest to! 




niedziela, 9 sierpnia 2015

Co słychać w temacie biegania?

Z blogami jest tak, że żyją, dbamy o nie, redagujemy posty, jednak czasami tracimy zapał, zaniedbujemy je, nie mamy weny ani czasu. Trochę tak jest ze mną. Ale najwyższa pora wrócić i opowiedzieć Wam, co działo się przez ostatnie tygodnie, tym bardziej, że kilka osób już się mnie pytało, kiedy kolejny wpis.

W drugiej połowie czerwca spontanicznie wyjechałem na weekend na Islandię. Nie planowałem tego wyjazdu, namówił mnie przyjaciel, trafiła się okazja więc skorzystałem i zdecydowanie nie żałuję. 
Islandia jest niepowtarzalną wyspą, niezwykle różnorodną, o cudownej przyrodzie. To był bardzo intensywny pobyt, ale starałem się zobaczyć jak najwięcej. Lodowiec i jezioro lodowcowe, ocean, wodospad Gullfoss i wiele mniejszych wodospadów, zmienny krajobraz, wulkany, gejzery, gorące źródła, widoki jak na księżycu a zaraz obok zielone, kwieciste łąki, Reykjavik – to moja Islandia w pigułce. 
Oczywiście zabrałem ze sobą buty do biegania, bo wyjazd, bez choćby krótkiego treningu, nie wchodzi w grę. Na Islandii biegałem raz, w Reykjaviku, ale był to bieg jedyny w swoim rodzaju. Wyszedłem na trening około 23.00, właśnie zaczynał się zachód słońca… Tak, tak w czerwcu na Islandii praktycznie nie ma nocy, po 24.00 słońce na krótko chowa się za horyzontem, żeby po dwóch godzinach zacząć wschodzić. W tych niezwykłych okolicznościach zrobiłem kilkanaście kilometrów, podziwiając nadmorską promenadę, port, budynek opery i najstarszą część Reykjaviku. Na ulicach spacerowało dużo ludzi, ewidentnie Islandczycy łaknęli promienni słonecznych, aby wynagrodzić sobie długą i nieprzyjazną zimę.
Islandia jest jedyna w swoim rodzaju, zapamiętam ten wyjazd na długo. Ja i mój przyjaciel obiecaliśmy sobie, że kiedyś na pewno tam wrócimy.

A poniżej... o północy na Islandii :)



Kilka dni po powrocie z Islandii wraz ze znajomymi wystartowałem w XIII Ogólnopolskim Biegu Ulicznym o Puchar Burmistrza Miasta i Gminy Glinojeck. Dlaczego Glinojeck? Gdyż doszliśmy do wniosku, że warto wystartować gdzieś poza dużym miastem, poczuć swojskie klimaty. Ponadto liczyliśmy, że konkurencja nie będzie tak silna jak chociażby w warszawskich biegach. 
Trasa biegu prowadziła z Miejsko-Gminnego Stadionu w Glinojecku do miejscowości Wkra, a następnie powrót na stadion, gdzie znajdowała się meta. Do biegu zgłosiło się 84 zawodników, w tym 16 kobiet i 68 mężczyzn, którzy zmierzyli się na dystansie 10 km. Co do warunków pogodowych, nie były one wymarzone do startu, było dość ciepło i duszno. Z tego co pamiętam, trochę męczyłem się na trasie. Na metę wpadłem jako czwarty zawodnik z czasem 36:24. Niestety trasa nie posiadała atestu i jak się później okazało była za krótka o jakieś 250m. Mimo to bardzo dobrze wspominam ten start, chociażby dlatego, że zająłem pierwsze miejsce w kategorii wiekowej mężczyzn M30. To moja trzecia statuetka do kolekcji. Muszę wspomnieć też o wynikach moich przyjaciół: Aga Bakalarz wbiegła na metę jako pierwsza kobieta, z czasem 43:04, a Kamil Artyszuk był drugi w open z czasem 32:45. Generalnie wracaliśmy z Glinojecka zadowoleni i w dobrych nastrojach.

W lipcu wystartowałem w siódmej edycji On The Run. Tradycyjnie trasa biegu poprowadzona była alejkami Łazienek Królewskich. On The Run jak zawsze odbywał się w nocy. Bieganie w takiej scenerii po zmroku ma swój niewątpliwy urok, jednakże musiałem uważać, żeby się nie potknąć, do tego dochodziła duża liczba zakrętów i zmienna nawierzchnia. Tym bardziej cieszył mnie mój rezultat: 00:17:36. Jestem dużym fanem On The Run. Bieg jest zawsze profesjonalne przygotowany, trasa idealnie wyznaczona, a atmosfera panująca na starcie i na mecie – niezwykle przyjazna. Jeśli lubicie biegać piątki, a przy okazji chcecie się dobrze bawić, to polecam.

Kolejnym moim startem był XXV Bieg Powstania Warszawskiego na dystansie 10km. Nigdy nie brałem udziału w tej imprezie. W tym roku pomyślałem, że warto uczcić pamięć Powstańców w sposób najbardziej mi bliski, czyli biegając. Bieg dobrze wpasowywał się w harmonogram moich treningów. W lipcu wykonałem sporą pracę, aby dobrze przebiec dystans 10 km i złamać życiówkę z Biegu Niepodległości (37:51). 
Bieg Powstania Warszawskiego jest dość trudny. Organizowany jest w środku lata, a zatem zazwyczaj jest bardzo ciepło, do tego trasa składa się z dwóch pętli wokół warszawskiej Starówki z podbiegami na ul. Sanguszki.
W tym roku warunki też nie należały do najłatwiejszych. Dwie godziny przed startem nad Warszawą rozpętała się burza, szczęśliwie nawałnica minęła, ale nawierzchnia na trasie była mokra i śliska, do tego w trakcie biegu zaczęło padać. Na plus była temperatura, gdyż po burzy ochłodziło się do ok. 20°C.
Wystartowałem dość mocno, nie wiedziałem jaki będzie wynik, ale w głowie pojawiła się myśl złamania 37 min. Biegło mi się dobrze, czułem przypływ energii. Dużym uniedogodnieniem okazała się konieczność wymijania biegaczy startujących na dystansie 5 km, a na drugiej pętli tych, którzy wystartowali z późniejszych stref na 10 km. To był zdecydowany minus tego biegu i warto, aby organizator rozwiązał ten problem w kolejnych edycjach. Wbiegłem na metę z czasem 37:02, byłem zadowolony, gdyż zrobiłem duży progres, jednakże te 3 sekundy, których zabrakło do złamania 37 min pozostawiały pewien niedosyt. Jakież było moje zdziwienie dwa dni później, gdy kolega napisał mi, że mój czas netto to 36:59 :) Wow, a jednak się udało, byłem bardzo zadowolony!


Tak wyglądały moje ostatnie biegowe tygodnie. A co dalej? Ojjj będzie się działo… Już za niecałe 3 tygodnie BMW Półmaraton Praski, do którego aktualnie się przygotowuję, pocąc się na treningach jak świnia z uwagi na panujące upały. W połowie września zafunduję sobie jakiś start na dychę, a na początku października Biegnij Warszawo. W połowie października startuję w półmaratonie w Walencji a niecały miesiąc później – 11 listopada Marabana, czyli maraton w Hawanie :) Jak widzicie, przez najbliższe klika miesięcy będę miał do czego się przygotowywać.