9. PZU Półmaraton Warszawski mamy już za sobą. Wystartowała
w nim rekordowa liczba 11 215 uczestników, zwyciężył Kenijczyk Victor
Kipchirchir, który dobiegł do mety w czasie 01:00:48, ustanawiając tym samym
nowy rekord biegu. Dla mnie 9. PZU Półmaraton Warszawski też był wyjątkowy.
Nie miałem w planach biec w półmaratonie, doszedłem
do wniosku, że Lizbona póki co mi wystarczy. Jednakże w moim biegowym
rozkładzie jazdy na niedzielę miałem zapisane długie, 20 km wybieganie.
Dodatkowo dowiedziałem się, że moja kumpela Justyna biegnie w półmaratonie i
chce złamać 1:50. Pomyślałem, że mogę jej towarzyszyć. Będzie jej raźniej,
a ja zrobię dłuższe wybieganie. Dogadaliśmy się, uzgodniliśmy taktykę, mieliśmy
biec w tempie 5.07 – 5.10.
Kilka minut po 9.00 Justyna, ekipa z Allianz i ja spotkaliśmy
się na rogu Francuskiej i Zwycięzców, skąd udaliśmy się do Parku Skaryszewskiego
na rozgrzewkę. Krótkie rozbieganie, trochę ćwiczeń i byliśmy gotowi do biegu.
Na starcie ustawiliśmy się w strefie 1:45. Chwilę po 10.00 ruszyliśmy. Pierwsze
kilometry szły bardzo gładko, biegliśmy w okolicach 5.00, chyba odrobinę za
szybko. Przebiegliśmy Al. Jerozolimskie, Marszałkowską, Królewską, Krakowskie
Przedmieście, Bonifraterską, dalej Wybrzeże Kościuszkowskie i Czerniakowską. W
punktach nawadniających łapałem kubeczki z wodą i podawałem Justynie do picia i
schłodzenia się. Wszystko szło idealnie. Z Czerniakowskiej skręciliśmy w Podchorążych
i dalej do Łazienek. Niestety w Łazienkach spotkała nas niemiła niespodzianka - Justynę złapała ostra kolka. Zwolniliśmy, ale nie zatrzymaliśmy się. Powtarzałem
jej, że nie możemy się zatrzymać, zwalniamy, ale nie stajemy. Dobiegliśmy do
Agrykoli, było trochę lepiej. Dalej podbieg, pomimo lekkich nudności Justyna
pokonała górkę i wbiegliśmy w Al. Ujazdowskie. Potem poszło już w miarę gładko.
Na Moście Poniatowskiego i na finiszu Justyna ostro przyspieszyła. Ukończyła półmaraton
z czasem 01:48:41!!! Życiówka i piękny wynik. Gratulacje Justyna J
Dla mnie było to ciekawe doświadczenie, zupełnie
inny bieg niż dotychczasowe. Nie ścigałem się, nie rywalizowałem, biegłem
spokojnym, treningowym tempem, a jednocześnie byłem wsparciem dla drugiej
osoby. Cieszę się, że mogłem pomóc. Pokonywałem trasę, obserwując innych
biegaczy, patrząc jak realizują swoje cele i marzenia. Przypominałem sobie, jak
rok temu, w zimne, niedzielne przedpołudnie pierwszy raz biegłem w
półmaratonie. Jakie to było dla mnie przeżycie, jakie emocje, pierwszy taki
dystans, nerwy, dam radę czy nie, a potem, na mecie, radość i duma. Takich
chwil się nie zapomina…
Myślę, że organizatorzy półmaratonu stanęli na
wysokości zadania. Trasa była dobra, szybka, tylko jeden podbieg na Agrykoli. Według
mnie zauważalnym mankamentem było zwężenie trasy na Wybrzeżu Szczecińskim i złe
odgrodzenie od ruchu samochodowego. Na końcu trasy biegacze wykrzesują z siebie
ostatnie siły i przyspieszają, a tu trzeba było się mocno przeciskać. Punkty z
wodą były dobrze oznaczone, trasa również. Woda niestety podawana w kubeczkach,
dużo wygodniej pije się z małych butelek, co zauważyłem w Lizbonie. Duża
ilość toalet. Do tego muzyka, piękna pogoda i sporo kibiców. Impreza naprawdę
udana.
Gratuluję Justynie i wszystkim uczestnikom, którzy
ukończyli bieg.