wtorek, 11 listopada 2014

XXVI Bieg Niepodległości

Dziś, wraz z dwunastoma tysiącami innych uczestników pobiegłem w XXVI Biegu Niepodległości. Obok rodzinnego obiadu oraz wywieszenia flagi, to był mój sposób na obchodzenie tego, jakże bliskiego Polakom święta.

Trasa biegu, niezmienna od lat, prowadziła Al. Jana Pawła II (na skrzyżowaniu z ul. Stawki zlokalizowane były start i meta), ul. Chałubińskiego, Al. Niepodległości. Na wysokości ul. Rakowieckiej następował nawrót i z powrotem drugą nitką jezdni ww. ulic. Niewątpliwie jest to szybka trasa, z jedynie dwoma podbiegami na wiadukcie przy Dworcu Centralnym. Idealne warunki do bicia rekordów. Dodatkowo pogoda była sprzyjająca bieganiu, temperatura ok. 12°C, lekki południowy wiatr, bez opadów.

W poprzednim biegu na 10 km w Żyrardowie miałem czas 00:38:45. Z uwagi na fakt, że od ponad miesiąca przechodzę okres roztrenowania – biegam lekko krótsze dystanse, częściej chodzę na basen, zakładałem, że nie zrobię jakiegoś super wyniku, sądziłem, że pobiegnę w okolicach 00:38:30.

Po solidnej rozgrzewce udałem się do I strefy, z planowanym czasem poniżej 40 min. Na kilka chwil przed startem wśród uczestników biegu zapanowała chwila skupienia i 12 tyś. osób odśpiewało Mazurka Dąbrowskiego. Muszę przyznać, że był to dla mnie bardzo wzruszający moment, trochę mnie zatkało… Pomyślałem, że naprawdę warto było tu przyjść, chociażby dla tej niezapomnianej chwili. Zaraz później wystartowaliśmy. Przez pierwsze 7 km biegłem w tempie ok. 3.50, później zacząłem przypisać do ok. 3.40, a ostatni kilometr biegłem w tempie 3.31. Biegło mi się lekko i szybko. Linię mety przekroczyłem w czasie 00:37:51. Byłem szczęśliwy i zadowolony, nie spodziewałem się takiego wyniku. Być może zadziałał efekt regeneracji i świeżości w związku z roztrenowaniem. Tak czy inaczej, bardzo mnie cieszy nowa życiówka na 10 km.

Niestety cały efekt uroku Święta Niepodległości prysł na skutek burd podczas Marszu Niepodległości organizowanego przez środowiska skrajnej prawicy. Dlaczego tak jest, że jedni umieją w kulturalny sposób celebrować to święto, cieszyć się nim, podczas gdy inny wszczynają bujki i niszczą mienie publiczne, za które my wszyscy płacimy z naszych podatków? To nie jest żaden patriotyzm, to zwykłe chuligaństwo, które powinno być ukarane z całą stanowczością. Nie mam nic przeciwko Marszowi Niepodległości, każdy ma prawo manifestować swoje poglądy, jeśli tylko nie zagraża to bezpieczeństwu innych.  Tu zagrożenie bezpieczeństwa było ewidentne, obrażenia odnieśli policjanci pilnujący manifestantów, zniszczono mienie publiczne. Scenariusz jak z poprzednich lat. Jak długo państwo ma zamiar tolerować takie zachowanie? Może czas użyć bardziej zdecydowanych środków przeciwko bandytom. Państwo takimi środkami dysponuje. Trzeba zrobić wszystko, aby historia nie powtórzyła się w kolejnych latach, a Polacy od prawa do lewa mogli w godny sposób obchodzić święta narodowe.


Powoli zaczynam wracać do bardziej regularnych treningów. Czas zacząć przygotowania do nowego sezonu, w którym chciałbym skupić się na poprawieniu wyników w maratonie. W kwietniu zamierzam wystartować w Orlenie i chciałbym poprawić swój dotychczasowy czas na królewskim dystansie, tak aby zbliżyć się do magicznych 3 godzin.  



czwartek, 30 października 2014

Monachium & Kempfenhausen

Odkąd zacząłem biegać, za każdym razem gdy dokądś wyjeżdżam, zabieram ze sobą buty biegowe. Tak też zrobiłem podczas mojej ostatniej podróży do Monachium.

Jeszcze będąc w Polsce zaplanowałem, że potrenuję w Olympiapark Munchen, gdzie w 1972r odbywały się XX Letnie Igrzyska Olimpijskie, podczas których doszło do pamiętnego zamachu terrorystycznego zorganizowanego przez palestyńskich zamachowców, którzy zamordowali kilkunastu izraelskich sportowców. To bardzo smutna karta w dziejach światowego ruchu olimpijskiego.

W niedzielny, chłodny poranek, pobiegłem zatem do wspomnianej wioski olimpijskiej. Kompleks zlokalizowany jest w północno zachodniej części Monachium i składa się z kliku obiektów sportowych: stadionu olimpijskiego, hali olimpijskiej, pływalni, hali widowiskowej, lodowiska oraz wieży o wysokości 291m, z której można podziwiać niezwykłą panoramę miasta i okolic. Wszystkie budynki, z wyjątkiem wieży, pokryte są futurystycznym szklanym dachem, przypominającym trochę pajęczynę. Teren parku został ciekawie ukształtowany – stworzono tam sztuczne zbiorniki wodne oraz wzniesienie, z którego roztacza się widok na obiekty sportowe oraz miasto. Nieopodal parku, znajduje się centrala BMW oraz BMW Welt - wspaniała wystawa samochodów bawarskiego producenta aut.

Każdego, kto wybiera się do Monachium, zachęcam do zobaczenia zarówno Olympiapark jak i BMW Welt. Obiekty te zrobiły na mnie duże wrażenie i z pewnością warto je zobaczyć.


Dzień później pojechałem na służbowe spotkanie do miejscowości Kempfenhausen, położnej nad jeziorem Starnberger See, jakieś 15 km na południowy zachód od Monachium. To bardzo ładna, zadbana miejscowość, z charakterystyczną bawarską, willową zabudową, otoczona lasami. Spędziłem tam blisko trzy dni i też nie obyło się bez porannego joggingu  – dwukrotnie biegałem wzdłuż wspomnianego już jeziora. Za pierwszym razem pobiegłem na północ, do miejscowości Starnberg, zaś drugiego dnia na południe, do miejscowości Berg. Pomimo porannego chłodu oraz szarego, pochmurnego nieba, biegało mi się bardzo dobrze. Uwielbiam biegać a jednocześnie zwiedzać i odkrywać nowe miejsca, to świetne uczucie i fajna forma turystyki.








sobota, 25 października 2014

Allianz Sports Camp

W poprzedni weekend, w Ośrodku Szkoleniowo – Wypoczynkowym Allianz w Ryni po raz pierwszy zorganizowaliśmy obóz sportowy. Idea takiego wyjazdu chodziła mi po głowie już od pewnego czasu. Początkowo mieli w nim uczestniczyć jedynie biegacze, ale udało mi się zaangażować do całej imprezy także kolarzy i triatlonistów, w końcu to bliskie dyscypliny sportu. Dodatkowo mieli także przyjechać koszykarze, jednakże ostatecznie ich reprezentacja okazała się bardzo skromna.

Drużynę biegaczy wsparło dwóch trenerów – z Olsztyna przyjechał Wiesław Uryniuk, a z Warszawy Roman Krupanek. W spotkaniu wzięło udział blisko 30 osób, głównie z Warszawy i okolic, ale także z Bydgoszczy oraz wspomnianego już Olsztyna. Obóz zaplanowany był na dwa dni.

Spotkaliśmy się w sobotę po godz. 10.00 i od razu ruszyliśmy z treningami. Podzieliliśmy się na dwie grupy – mniej i bardziej zaawansowaną. Tę mocniejszą grupę przejął Romek. Zaczęliśmy 5km rozbieganiem, potem solidna rozgrzewka, aby przejść do właściwego treningu, a mianowicie dwuminutówek. To trening polegający na szybkim biegu przez dwie minuty, potem następuje dwu i pół minutowa przerwa i tak dziesięć razy. Dwumintówki biegłem w tempie mniej więcej 3.40. Po treningu właściwym zrobiliśmy jeszcze klika kilometrów lekkiego rozbiegania. Po wykonanym treningu przeprowadziliśmy badanie zakwaszenia krwi. Mój wynik 1.7 mmol/l wskazał, iż pomimo mocnego biegania w organizmie nadal były rezerwy. Po treningu obiad i odpoczynek. Muszę przyznać, że byłem zmęczony i spałem „jak zabity”.

Po godz. 16.00 przeprowadziliśmy kolejny trening, tym razem lżejszy. Zrobiliśmy 8 km rozbiegania i 25 serii elementów, głównie skipów. Całość zakończyliśmy pięcioma rytmami po 100 metrów, a następnie lekkim tempem wróciliśmy do hotelu, gdzie czekała już na nas zasłużona kolacja.

Po wieczornym posiłku przyszedł czas na część teoretyczną. Uczestnicy przygotowali trzy prezentacje – o kolarstwie, podstawach biegania i pływaniu. Część z nich była lepsza, część trochę gorsza, ale dla mnie najważniejsze było to, że wspólnie porozmawialiśmy o naszych pasjach, wymieniliśmy poglądy, doświadczenia.

Następnego dnia, rano koło 8.00 zjedliśmy lekkie śniadanie, dwie godziny odpoczynku i po 10.00 zrobiliśmy trzeci, ostatni trening – dłuższe wybieganie, blisko 14 km. Pogoda była dużo lepsza niż w sobotę, świeciło słońce, zrobiło się cieplej, a więc bieganie w lesie miało niewątpliwy urok.

Byłem pod dużym wrażeniem pierwszego allianzowego obozu sportowego. Początkowo miałem sporo obaw, że nic z tego nie wyjdzie, że uczestnicy potraktują to jako weekendowy wypad, a nie obóz sportowy, jednakże wszystko poszło po mojej myśli. Biegaliśmy, jeździliśmy na rowerach, słowem wspólnie trenowaliśmy. Dla mnie największą wartością takiego obozu był fakt, iż mogłem spotkać się z osobami z którymi na co dzień mam jedynie kontakt mailowy albo telefoniczny. Wreszcie udało nam się poznać i pogadać o naszej wspólnej pasji.  

Na koniec obozu wszyscy zgodnie stwierdzili, że musimy to powtórzyć, co jest najlepszym dowodem, że się udało. Mam nadzieję, że wkrótce napiszę o drugiej edycji Allianz Sports Camp.

A oto nasza allianzowa ekipa:



sobota, 4 października 2014

Wyprawa do Ojcowa

Po Maratonie Berlińskim postanowiłem na kilka dni wyrwać się z Warszawy, zrobić sobie kilka dni wolnego, zregenerować się i pooddychać świeżym powietrzem. Początkowo planowałem wyjazd w Bieszczady, jednakże doszedłem do wniosku, że Bieszczady na trzy dni, to trochę bez sensu, a zatem wybór padł na Ojców pod Krakowem.

Ostatni raz byłem w Ojcowskim Parku Narodowym z wycieczką szkolną, kilkanaście lat temu. Od pewnego czasu chciałem tu wrócić, gdyż w pamięci zapadły mi piękne krajobrazy z tego miejsca. Nadarzyła się okazja - przyjechał do mnie znajomy z zagranicy, chciałem ciekawie zorganizować mu pobyt w Polsce, do tego ładna październikowa pogoda, a zatem długo się nie zastanawiając, znalazłem nocleg i postanowiłem tu przyjechać.

Ojcowski Park Narodowy położony jest w południowej części Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej, nad Doliną Prądnika. Charakterystycznym elementem krajobrazu tych terenów są wapienne skały, przybierające różnorakie kształty, a także występujące tu jaskinie.

Interesujące są dzieje Ojcowa, sięgające czasów średniowiecza. Jak głosi legenda, to tu Władysław Łokietek znalazł schronienie podczas swych wojen o tron polski z Czechami. Później, za czasów panowania Kazimierza Wielkiego, Ojców oraz Pieskowa Skała stały się elementami systemu fortyfikacyjnego stworzonego przez władcę. Po III rozbierze Polski tereny te trafiły pod zabór austriacki, jednakże po wojnach napoleońskich weszły w skład Królestwa Kongresowego. Z uwagi na swoje walory krajobrazowe i uzdrowiskowe w XIX w. tereny te stały się popularne wśród artystów, poetów, uczonych. Przyjeżdżali tu m.in. Fryderyk Chopin, czy Stanisław Staszic. W czasie Powstania Styczniowego Ojców i okolice były miejscem zaciętych walk miedzy powstańcami a wojskiem carskim. Zarówno I jaki i II wojna światowa oszczędziły te tereny, dzięki czemu do dziś przetrwały liczne zabytki, jak chociażby piękny zamek w Pieskowej Skale.


Biegane tutaj to czysta przyjemność. Powietrze jest czyste i świeże, a widoki niezwykłe, szczególnie o tej porze roku, kiedy Dolina Prądnika zamienia się w festiwal jesiennych kolorów. Teren jest mocno pofałdowany, a zatem amatorzy górskiego biegania na pewno znajdą tu odpowiednie trasy dla siebie. Obecnie jestem na etapie roztrenowania, więc po prostu truchtam po okolicy napawając się pięknymi widokami. Dziś biegałem na odcinku między zamkiem w Ojcowie a Bramą Krakowską, jutro albo w niedzielę planuję pobiec do Pieskowej Skały.



niedziela, 28 września 2014

Relacja z 41.BMW Berlin Maratonu

Na metę 41.BMW Berlin Maratonu dobiegłem z czasem 03.19.26. Niby powinienem być zadowolony, gdyż o ponad 13 min poprawiłem swój rezultat względem ostatniego maratonu - rok temu w Maratonie Warszawskim miałem 03.32.03, jednakże pozostaje niedosyt… Sądzę, że stać mnie na lepszy wynik, liczyłem, że uda mi się pobiec poniżej 3 godz. i 10 min. Tym razem nie wyszło, będzie nad czym popracować w nowym sezonie biegowym.

Na mój dzisiejszy rezultat niewątpliwie miał wpływ fakt, że startowałem z najwolniejszego sektora H (czas 4.15 i więcej). Nie wiem, jakim cudem zostałem zakwalifikowany do tego sektora, być może przy rejestracji podałem błędny rezultat z ostatniego maratonu, może nie podałem go wcale. Nie pamiętam. Chciałem zmienić sektor i wystartować z D (czas 3.00 – 3.15), jednakże Pani na bramce uparła się i nie chciała mnie wpuścić, skoro mam H, mam iść do H, z D nie mogę wystartować. Pieprzony niemiecki porządek… Skoro startowałem z najwolniejszego sektora, to przez większą część biegu musiałem przeciskać się między wolniejszymi biegaczami. Panował taki tłok, że było to dość trudne. W końcu w Berlinie wystartowało ponad 40 tyś. ludzi.

Do tego przez cały sezon skupiłem się na treningach pod półmaraton, jedynie ostatni miesiąc poświęciłem na przygotowania do maratonu. Miałem tylko jedno długie wybieganie 35 km, a powinno być ich 4. Może nie powinienem kręcić nosem i cieszyć się z czasu 03.19.26. Już sam nie wiem...

Odnośnie organizacji i przebiegu 41. BMW Berlin Maratonu, to przede wszystkim warto podkreślić, że w tym roku padł kolejny rekord świata. Kenijczyk Dennis Kimetto złamał barierę 2.03 i przekroczył metę z czasem 02.02.58. Niesamowite…

Sam bieg zorganizowany był perfekcyjnie. Dobrze funkcjonowało miasteczko biegaczy (aż za dobrze, przez co nie dostałem się do sektora D…), trasa idealnie oznaczona, dużo punktów z wodą. Mimo tłumów wszystko działało sprawnie. Wystartowało ponad 40 tyś. biegaczy. Taka masa ludzi robi wrażenie, choć muszę przyznać, że coraz bardziej przekonuje się do mniejszych biegów. Nie są one zorganizowane z takim rozmachem jak Berlin, ani tak słynne, ale ich kameralny charakter bardziej mi odpowiada. Nie przepadam za tłokiem.

Na uwagę zasługuje doping Berlińczyków. Wzdłuż trasy maratonu ustawiły się tysiące ludzi. Wiwatom, krzykom, oklaskom nie było końca. Pierwszy raz spotkałem się z takim dopingiem, to niezwykle pomaga w walce o każdy kilometr i buduje wspaniałą atmosferę.


Jesienny maraton zaliczony, teraz czas na miesięczne roztrenowanie i odpoczynek. Czeka mnie lekkie i przyjemne bieganie - taka wisienka na torcie po przepracowanym sezonie J





wtorek, 23 września 2014

Na ostatniej prostej do maratonu

Do Maratonu Berlińskiego zostało 5 dni, co wytrenowałem jest w nogach, teraz czas na kilka dni odpoczynku, dobry sen, nawadnianie i ładowanie węglowodanów. Mocniejszy trening nie ma już sensu, pozostają jedynie kilkukilometrowe rozbiegania, rytmy, a pod koniec tygodnia rozruch.

Wczoraj, w ramach odnowy biologicznej zafundowałem sobie półgodzinną kąpiel w roztworze soli iwonickiej, co bardzo korzystnie wpływa na stawy i zmęczone treningiem mięśnie. Taką kąpiel zdecydowanie będzie trzeba powtórzyć po maratonie.

Dzisiejszym tagliatelle carbonara podczas spotkania ze znajomymi rozpocząłem węglowodanową ucztę. Makaron, ryż, ziemniaki, bułeczki owsiane, miód, biały ser, jajka to do niedzieli podstawa mojej diety, której głównym celem jest zgromadzenie zapasów glikogenu. W organizmie muszę zmagazynować tyle energii, aby wystarczyło jej na przebiegniecie ponad 42km.

Do tego duuuuużo wody mineralnej, świeżych soków owocowych i izotoniki, czyli nawadnianie organizmu. Podstawą jest nawadnianie przez kilka dni przed startem, a nie picie jedynie w dniu zawodów oraz podczas biegu.


Po dobrze przepracowanym sezonie biegowym, trzymając się tych kilku prostych zasad, w miarę spokojnie będę mógł stanąć na starcie w Berlinie. Przy mocnej głowie i odrobinie szczęścia dobiegnę do mety w dobrym czasie. 



poniedziałek, 15 września 2014

Maraton Berliński tuż tuż

Już za niecałe dwa tygodnie stanę na starcie 41. BMW Berlin Maratonu, warto więc napisać kilka słów o jednym z najbardziej znanych maratonów na świecie.

Bieg odbył się po raz pierwszy 13 października 1974r, wówczas wzięło w nim udział 286 osób. 40 lat później, w 2013r, metę przekroczyło ponad 41 tyś. uczestników, to imponująca liczba. Rekord trasy w 2013r z czasem 2:03:23 ustanowił Kenijczyk Wilson Kipsang Kiprotich. Trasa maratonu berlińskiego jest wręcz idealna do bicia rekordów – prosta, płaska (przewyższenia 20m), szeroka, z małą liczbą podbiegów i zakrętów.

Kiedy słucham relacji osób które brały udział w Maratonie Berlińskim, jedno wybija się na pierwsze miejsce – niesamowita atmosfera i doping Berlińczyków. Podobno wzdłuż trasy stoją tysiące ludzi i wytrwale kibicują biegaczom. A druga kwestia, to świetna organizacja biegu. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości, w końcu to Niemcy. Już za dwa tygodnie będę mógł podzielić się z Wami moimi wrażeniami.


Póki co zaczynam ostatni tydzień treningów przed maratonem. Będzie trochę siły i szybkości. A w przyszłym tygodniu pozostają lekkie rozbiegania, odpoczynek, nawadnianie i ładowanie węglowodanów.