Rok 2016 za nami. To nie był dla
mnie udany czas, także pod względem biegowym. Zaczął się całkiem dobrze,
przygotowywałem się do kwietniowego maratonu w Rotterdamie. Treningi szły
zgodnie z planem, zacząłem biegać do pracy, do tego zaliczyłem dwa biegowe wyjazdy
- weekend w COS Cetniewo, a później obóz w Międzyzdrojach. Mimo to maraton w
Rotterdamie nie poszedł po mojej myśli, gdyż nie udało mi się złamać 3 godzin.
Co gorsza nabawiłem się kontuzji w postaci zapalenia więzadła mięśnia
strzałkowego, która na kilka tygodni wyłączyła mnie z regularnego biegania.
Druga połowa biegowego sezonu
okazała się jeszcze gorsza. Zaliczyłem dwa kiepskie starty – w Biegu Powstania Warszawskiego oraz BMW
Półmaratonie Praskim, zaś czarę goryczy przelał Maraton Berliński, który ukończyłem
z czasem 03:07:47, a zatem dużo poniżej swoich możliwości. W październiku
wystartowałem jeszcze w Biegnij Warszawo (00:39:15) i tymi zawodami zakończyłem
sezon startowy 2016. Planowałem jeszcze wystartować w półmaratonie w indyjskim
mieście Bengaluru, jednakże organizator zmienił datę wydarzenia i nie udało mi
się zgrać startu z harmonogramem wyjazdu, czego bardzo żałowałem, gdyż zawody w
Indiach byłyby z pewnością niezwykłą przygodą. Przez ostatnie 3 miesiące biegałem dużo mniej, raczej sporadycznie. Bieganie stało się bardziej
obowiązkiem, niż przyjemnością, inne sprawy zaczęły mnie absorbować. Do tego na
początku listopada stłukłem kolano, więc znów byłem wyłączony z aktywności na
jakiś czas.
Starałem się przeanalizować
powody spadku mojej formy i motywacji w 2016r. Wyciągnąłem kilka wniosków.
Miniony rok był dla mnie mocno stresujący, przede wszystkim na polu zawodowym.
Pracuję w dużej korporacji, która obecnie przechodzi proces głębokiej restrukturyzacji.
Zmiany jakie zachodzą w firmie wywołują silny stres i niepewność wśród pracowników,
do tego dochodzi natłok zajęć. Wszystko to spowodowało, że stałem się bardziej
zestresowany i nerwowy, co negatywnie wpłynęło na moją biegową kondycję. Gdy
jest się spiętym, mało wypoczętym, trudno osiągać coraz to lepsze rezultaty w
bieganiu.
Dla moich znajomych nie jest
tajemnicą, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem obozu aktualnie sprawującego
władzę w Polsce. Angażuję się w działania środowisk opozycyjnych, co również
jest czynnikiem stresującym i mocno absorbującym.
Poza tym myślę, iż trochę
zagubiłem sens mojego biegania. W pewnym momencie przestałem postrzegać je jako
przyjemność i zacząłem kłaść główny nacisk na coraz to lepsze wyniki w
zawodach. Cały czas w głowie siedziały liczby – złamać 3 godz w maratonie,
złamać 1:21 w połówce i pobiec poniżej 37 min na 10 km. Zacząłem się spinać,
podchodzić do biegania ambicjonalnie i zgubiłem w tym wszystkim radość i
przyjemność. A gdy w kolejnych zawodach, pomimo treningów, efekty były mizerne,
pojawiły się niechęć i frustracja.
Wraz z końcem roku postanowiłem
zmienić swoje podejście. Wracam do regularnych treningów biegowym,
przeplatanych wizytami na basenie. Mam zamiar biegać przede wszystkim dla
dobrego samopoczucia i przyjemności. Oczywiście będę trenował do zawodów, narzucę
sobie konkretny plan, jednakże wynik nie będzie już celem samym w sobie. Mam zamiar
czerpać satysfakcję z samego startu w zawodach, a jeśli osiągnięty rezultat będzie
lepszy od poprzedniego, to będzie to powód do podwójnej radości. Postaram się
również walczyć ze stresem, jednakże na pewne sprawy nie mam wpływu.
Przynajmniej będę starał się dobrze wysypiać, ponieważ dobry sen, to najlepszy
sposób na regenerację i wypoczynek.
Dasz rade! A jak tam bieganie po falenickich wydmach w tym toku? :)
OdpowiedzUsuńPaweł K.