Do Maratonu Berlińskiego zostało 5 dni, co wytrenowałem jest
w nogach, teraz czas na kilka dni odpoczynku, dobry sen, nawadnianie i ładowanie
węglowodanów. Mocniejszy trening nie ma już sensu, pozostają jedynie kilkukilometrowe
rozbiegania, rytmy, a pod koniec tygodnia rozruch.
Wczoraj, w ramach odnowy biologicznej zafundowałem sobie półgodzinną
kąpiel w roztworze soli iwonickiej, co bardzo korzystnie wpływa na stawy i
zmęczone treningiem mięśnie. Taką kąpiel zdecydowanie będzie trzeba powtórzyć
po maratonie.
Dzisiejszym tagliatelle carbonara podczas spotkania ze
znajomymi rozpocząłem węglowodanową ucztę. Makaron, ryż, ziemniaki, bułeczki
owsiane, miód, biały ser, jajka to do niedzieli podstawa mojej diety, której
głównym celem jest zgromadzenie zapasów glikogenu. W organizmie muszę
zmagazynować tyle energii, aby wystarczyło jej na przebiegniecie ponad 42km.
Do tego duuuuużo wody mineralnej, świeżych soków owocowych i
izotoniki, czyli nawadnianie organizmu. Podstawą jest nawadnianie przez kilka
dni przed startem, a nie picie jedynie w dniu zawodów oraz podczas biegu.
Po dobrze przepracowanym sezonie biegowym, trzymając się
tych kilku prostych zasad, w miarę spokojnie będę mógł stanąć na starcie w
Berlinie. Przy mocnej głowie i odrobinie szczęścia dobiegnę do mety w dobrym
czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz