Coraz bardziej podobają mi się kameralne imprezy biegowe, organizowane w
mniejszych miastach. Dwa tygodnie temu startowałem w podwarszawskim Piasecznie,
a w minioną niedzielę biegłem na dystansie 15 km w Makowie Mazowieckim. Te,
nazwijmy to powiatowe biegi, mają swój urok, są kameralne, nie ma w nich
komercji, tłumów, tego całego lansu, po prostu bieganie w czystej postaci. Pod
względem organizacyjnym nie odbiegają od imprez masowych. Może nie ma super
wypasionych pakietów startowych, ale jest wszystko co biegaczowi do szczęścia
potrzebne: pomiar czasu, woda, ciepły posiłek i prysznic.
Makowska Piętnastka okazała się imprezą całkiem udaną. Wystartowaliśmy
z miejskiego stadionu, a następnie wbiegliśmy na drogę powiatową w kierunku
Szelkowa i dalej prosto przez ponad 7 km, nawrót i z powrotem na stadion.
Trasa była asfaltowa, malownicza, było trochę zakrętów, lekkich podbiegów i
zbiegów. Pierwszą połowę dystansu pokonałem gładko, gdyż biegłem z wiatrem,
druga połowa była cięższa ponieważ wiatr wiał prosto w moją twarz. Ostatecznie
pokonałem dystans 15 km w czasie 00:58:51, byłem ósmy w kategorii open i piąty
w mojej kategorii wiekowej.
Organizatorzy, poza małą pomyłką przy ogłaszaniu wyników, stanęli na
wysokości zadania. A po biegu – kapuśniak z miejscowym pieczywem, hmmm po
prostu pycha!
Zachęcam Was do wyrwania się czasami poza miasto i startowania w
mniejszych imprezach biegowych. Poznajemy nowe, ciekawe miejsca, a jednocześnie
promujemy bieganie w mniejszych miejscowościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz