Dziś w planie miałem bieganie dwusetek. Wstałem
wcześnie rano, zjadłem lekkie śniadanie, wróciłem do łóżka na godzinkę. Wstałem
ponownie i zacząłem szykować się do biegania. Ubrałem się, jestem gotowy do
wyjścia, ale gdzie jest zegarek, szukam, szukam, szukam i nie ma… Skojarzyłem,
że ostatnio zegarek miałem na ręku, gdy jechałem rowerem do pracy, chciałem
zmierzyć dystans jaki pokonuję z domu do biura na dwóch kółkach. No i zegarek
został w pracy. Fuck, fuck, fuck. Przepraszam za niecenzuralne słowa, ale bym
wściekły. Dzisiejszy plan biegowy wzięło w łeb.
Postanowiłem zrobić lekkie rozbieganie, bez
zegarka, mierzenia czasu, tempa itd. Tak dla czystej przyjemności. I to był
rewelacyjny pomysł J
Pobiegłem nad Wisłę, moja ulubiona trasa od Mostu Łazienkowskiego do Mostu
Grota. Pogoda była rewelacyjna – ciepły, wiosenny, słoneczny poranek. Wokół
mnie budząca się do życia przyroda, zazielenione drzewa, śpiewające ptaki,
trochę taka sielanka, ale było naprawdę przyjemnie. Nogi mnie niosły,
uśmiechałem się sam do siebie, pozdrawiałem mijających mnie biegaczy. Przebiegłem
ponad 15 km. Na koniec zrobiłem sześć rytmów po 100 m w Parku Skaryszewskim. Wyszło
z tego fajne, świąteczne bieganie. Początkowo byłem zły, że zapomniałem
zegarka, ale radość z biegania zrekompensowała mi to. Czasami warto zostawić
zegarek i pobiegać dla czystej przyjemności.
Mamy już Wielkanoc, zatem życzę Wam Wesołych Świtą
i udanych wielkanocnych biegów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz