Po powrocie z Walencji spotkała mnie mało przyjemna niespodzianka –
złapałem rotawirusa. Wszelkie treningi jakie zaplanowałem przed Orlenem,
musiałem odłożyć na półkę, a bieganie po parku zmuszony zostałem zamienić na
bieganie do toalety… No cóż zdarza się. Szczęśliwie w Orlenie biegnę na 10 km a
nie dystans maratonu, poza tym nie traktuję tych zawodów priorytetowo, stanowią
jedynie kolejny etap w przygotowaniach do półmaratonu na olimpiadzie w Zurychu.
Rotawirus to wyjątkowo złośliwa bestia. Chory non stop się poci, ma
temperaturę i co chwila biega do toalety. Do tego drastycznie spada apetyt, co
powoduje spadek wagi i osłabienie organizmu. Choroba pojawia się nagle, ma dość
intensywny przebieg, ale szczęśliwie dość szybko przechodzi. A jak z nim
walczyć? Kładziemy się do łóżka, bierzemy lek na biegunkę, priobiotyk, lek nawadniający
i uzupełniający elektrolity, pijemy dużo wody, jemy lekkostrawne potrawy. Po 2
-3 dniach powinno przejść.
A zatem moje uczucia przed Orlenem są dość mieszane. Zamierzałem pobiec
poniżej 40 min, ale jestem trochę osłabiony, więc nie wiem czy się uda. Dobrze,
że nie biegnę maratonu, bo to byłby spory problem, nie wiem, czy wystarczyłoby
mi sił.
Dwa dni temu odebrałem pakiet startowy na Orlen, przy okazji pokręciłem
się trochę po błoniach Stadionu Narodowego, które zamieniły się w duże miasteczko
biegaczy. Wszystko przygotowane z dużym rozmachem, za metą zlokalizowano
depozyty, przebieralnie, hale masaży, do tego przygotowano strefę dla kibiców i
dzieci, strefę gastronomiczną i sanitarną. W biurze zawodów, gdzie odbierałem
pakiet, zorganizowano stoiska Expo dla wystawców. Tam jednak praktycznie nic
się nie działo, wystawcy pojawią się pewnie dopiero w weekend.
Wczoraj zrobiłem lekkie, ośmiokilometrowe rozbieganie. Biegło mi się
dobrze, więc liczę, że jutro wszystko ułoży się po mojej myśli.
W niedzielę nie tylko Orlen, ale także maraton w Łodzi. Powodzenia dla wszystkich startujących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz