Bieganie to moja pasja, ale jakoś nie kręcą mnie książki o bieganiu. Nie
mam na myśli poradników, takich jak „Biegiem przez życie” Skarżyńskiego, „Maraton”
tego samego autora, czy też „Bieganie metodą Gallowaya” Jeffa Gallowaya. To są
kopalnie wiedzy o bieganiu, warto mieć je na półce i często po nie sięgać.
Raczej chodzi mi książki napisane przez biegaczy, którzy starają się przelać
swój pot na kartki papieru, opisują, jak dzielnie znoszą trudy maratonów i ultramaratonów,
ile z siebie dają, jakie osiągnęli wspaniałe rezultaty. Moim zdaniem to
zazwyczaj kiepskie pozycje.
Jakiś czas temu sięgnąłem po książkę Haruki Murakamiego pt. „O czym
mówię, kiedy mówię o bieganiu”, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To
niezwykła książka o tym, jak bieganie determinowało życie autora, wpływało na
jego osobowość i twórczość. Mnóstwo w niej przemyśleń, spostrzeżeń, obserwacji.
Murakami przyznaje, iż jest samotnikiem, indywidualistą. Wybrał bieganie, gdyż
ten sport daje mu możliwość bycia samym z sobą, wsłuchiwania się w swój rytm, pozwala
na przemyślenie w samotności mnóstwa spraw. Bieganie inspiruje, gdyż właśnie
wtedy rodzą się pomysły na nowe książki.
W książce pojawia się również bardzo ciekawy wątek starzenia się.
Powolna utrata sił witalnych sprawia, iż Murakami musi zaakceptować fakt, że
starty w maratonach będą wymagały od niego coraz większego poświęcenia i
wysiłku, a rezultaty z czasem będą gorsze. Ale autor nie przeciwstawia się
smutnej prawdzie o przemijaniu, przeciwnie, akceptuje ją i przyjmuje jako coś
nieuchronnego.
W książce znajdziemy także relacje z samotnego biegu z Aten do
Maratonu, ultramaratonu na wyspie Hokkaido, czy maratonu nowojorskiego.
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” to ciekawa pozycja z dużą dawką przemyśleń
i dozą filozofii, warto po nią sięgnąć, nawet jeśli ktoś nie biega. A może
dzięki tej książce zacznie biegać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz