niedziela, 13 kwietnia 2014

O Orlenie i narzekających na niego

Druga edycja Orlen Warsaw Marathon za nami. Była to największa masowa impreza biegowa w historii Polski, w której wzięło udział w sumie ok. 30 000 uczestników. Na dystansie maratonu zwyciężył Etiopczyk Tadese Tola z czasem 02:06:55, najlepszym w historii uzyskanym w polskim maratonie. Tytuł Mistrza Polski zdobył Henryk Szost, który dobiegł do mety w czasie 02:08:55. Na dystansie 10 km zwyciężył Kenijczyk Martin Mukule z czasem 29:03. Orlen zapowiada kolejną edycję imprezy, odbędzie się ona 26 kwietnia 2015r.

Ja dystans 10 km pokonałem w czasie 39:24, udało mi się złamać. 40 min. Biorąc pod uwagę osłabienie organizmu po niedawno przebytej chorobie, myślę, że jest to przyzwoity wynik, choć moje apetyty były trochę większe.

Co do samej imprezy, patrząc z perspektywy uczestnika biegu na 10 km, uważam, iż stała ona na wysokim poziomie. Wszystko było sprawnie zorganizowane, nie spotkałem się z żadnymi kolejkami, biuro zawodów, depozyty, przebieralnie, punkty sanitarne, punkty nawadniania, wszystko funkcjonowało bez zarzutów. Trasa była dobrze oznaczona. Druga edycja Orlen Warsaw Marathon, jak dla mnie, zdecydowanie na plus!

Niestety, nie może być zbyt pięknie, więc w beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu – spotkałem się z kilkoma dość nieprzychylnymi opiniami względem organizatorów i biegaczy, gównie na fejsie. Dowiedziałem się, że ch… planował trasę jakiegoś biegu na Mokotowie, że ulice są nie dla nas, mamy biegać w lesie, puszczy, a w najlepszym przypadku po chodnikach, że maratonów w Warszawie jest od cholery, a tak w ogóle to jesteśmy narcystycznymi pseudobiegaczami. Kiedy czytałem te wszystkie bzdury zagotowało się we mnie i postanowiłem się do nich odnieść.

Po pierwsze, organizatorzy od tygodni bębnią o Orlen Warsaw Marathon, reklamy tej imprezy znajdują się w całym mieście, jedna gigantyczna w samym centrum, na biurowcu Uniwersalu, gwoli ścisłości, nie pochwalam tego, bo nie lubię rozwieszania reklamowych szmat na budynkach. Dodatkowo było dużo informacji w środkach masowego przekazu i w Internecie. Naprawdę, trzeba być mało spostrzegawczym, aby tego nie zauważyć, więc nie wiedzę tu żadnej winy organizatora. Informacja o imprezie była podana do publicznej wiadomości wraz z trasami biegów.

Po drugie, w Warszawie organizowane są dwa maratony – na wiosnę Orlen Warsaw Marathon i na jesieni Maraton Warszawski.

I po trzecie, najważniejsze, przestrzeń miejska, publiczna jest dla wszystkich, a nie jedynie dla użytkowników aut! Biegacze mają prawo co jakiś czas zorganizować zawody i korzystać z ulic tego miasta, tak samo jak mają do tego prawo uczestnicy protestów, procesji, parad, wyścigów, czy innych imprez. Żyjemy w tym mieście, płacimy w nim podatki i mamy prawo z niego czerpać. Kierowcy każdego dnia poruszają się autami po Warszawie, korkują ją, zanieczyszczają jej powietrze, nic im się nie stanie jeśli raz na jakiś czas zmuszeni zostaną pojechać objazdem, ewentualnie skorzystają z komunikacji miejskiej lub roweru, to ostatnie wyjdzie im nawet na zdrowie.

Kilka tygodni temu uczestniczyłem w półmaratonie w Lizbonie, którego trasa przebiegała mostem 25 kwietnia, jednym z dwóch mostów w mieście, to główna arteria Lizbony. Nie wiem, czy były protesty mieszkańców, most był zamknięty dla ruchu. Wiem jednak, że na trasie biegu spotkałem tysiące uśmiechniętych kibiców, dużo więcej niż w Warszawie. Żałuję, że my nadal nie umiemy doceniać masowych imprez, takich jak maraton, które integrują ludzi, dają im satysfakcję i sprawiają radość. Niektórzy z nas wolą narzekać. Ja jednak jestem optymistą i mam nadzieję, że z roku na rok tych niezadowolonych i utyskujących będzie coraz mnie, a dopingujących coraz więcej.


A dla tych narzekających, mój medal J


1 komentarz:

  1. Jstem zdziwiony ilością hejtu, który się na OWM wylewa. I to nie tylko od ludzi, ale i w mediach. Ech, żenua na maksa. Tak jak piszesz, miasto jest dla wszystkich, mieszkając w stolicy trzeba po prostu akceptować to, że co jakiś czas się tutaj coś dzieje. Słoma z butów ludziom wystaje i tyle...

    A złamania 40 gratuluję:) Gdyby nie choroba, byłoby pewnie parędziesiąt sekund lepiej!

    OdpowiedzUsuń