Wczoraj poleciałem V bieg falenicki, dla mnie ostatni, gdyż w połowie przyszłego
miesiąca jadę na półmaraton do Lizbony i 15 marca będę już w Portugalii. Trochę
żałuję, ale grunt, że łapię się do klasyfikacji generalnej, w której bierze się
pod uwagę 3 najlepsze starty w pierwszych 5 biegach. Ostatni, szósty bieg to swoista
wisienka na torcie J
W Falenicy zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Pomimo, że to nie są
łatwe biegi, za każdym razem ciągnęło mnie na start, biegałem tam z przyjemnością.
Lubię te pagórki, piach, drzewa, korzenie, panującą tam atmosferę. Te biegi to
świetne wyzwanie, ale i świetny trening przed nowym sezonem. Włożony tam
wysiłek zaowocuje w wiosennych startach, na to liczę.
A jak wczoraj się biegało? Pogoda raczej wczesnowiosenna niż zimowa,
klika stopni powyżej 0, nieśmiałe słońce. Po 15 min. rozgrzewce udałem się na
start, ustawiłem się na początku. Wystartowałem mocno. Sądziłem, że w lesie nie
będzie już śniegu i lodu. Myliłem się, już na początku wpakowałem się w półzamarzniętą
kałużę, na podbiegach jeszcze leżał śnieg, było dość ślisko, kilka razy moja
noga poleciała w bok, ale udało mi się nie przewrócić. W tym miejscu muszę
pochwalić moje buty Nike Lunareclipse - przyzwoicie trzymały się drogi, a do tego dobrze stabilizowały moją stopę na
falenickich nierównościach. Pierwsze okrążenie przebiegłem dość gładko, drugie
męczyłem, zastanawiając się po co ja tu biegam, a mogłem dużej poleżeć w
ciepłym łóżku. Trzecie – przyspieszyłem. Ostatecznie wpadłem na metę z czasem
40.24, a więc mój nowy falenicki rekord J
Na mecie spotkałem Justynę
i Michała, znajomych z nightrunners, z którymi razem startowałem w Toruniu w
półmaratonie Św. Mikołajów.
Moja droga Falenico,
dziękuję za wspaniałe wrażenia i wysiłek, do zobaczenia w grudniu J
A jak wyglądał mój trening
w minionym tygodniu:
poniedziałek: rozbieganie
+ 10 x 1000m w tempie 4.10
wtorek: 12 km w tempie
4.25
środa: basen i sauna
czwartek: lekkie
rozbieganie 12 km + rytmy 6 x 100m
piątek: wolne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz