piątek, 1 maja 2015

Orlen Warsaw Marathon

Lepiej późno, niż wcale, wreszcie znalazłem chwilę na napisanie relacji z Orlen Warsaw Marathon.

Zacznę od końca – metę przekroczyłem z czasem 03:00:40. I tu pojawia się problem… czy traktować ten wynik jako sukces, czy może jako porażkę. Nie ukrywam, że planowałem złamać 3 godz., cel był ambitny, ale do zrealizowania, tym bardziej, że tegoroczny Półmaraton Warszawski przebiegłem z czasem 01:21:51, co wskazywało, że w maratonie złamię 3 godz. Z drugiej strony, gdy wezmę pod uwagę mój zeszłoroczny wynik z Berlina 3:19:26, to poczyniłem duży progres. Chyba nie powinienem kręcić nosem, trzeba się cieszyć z dobrego wyniku i trenować dalej, tak, żeby na następnym maratonie była już dwójka z przodu ;)

Z Orlenu i maratońskich, wiosennych przygotowań wyciągnąłem kilka wniosków. Po pierwsze nadal muszę pracować nad wytrzymałością. Podczas tegorocznych przygotowań zrobiłem pięć 30tek i widać tego efekty. Dodatkowo powinienem trenować biegi ciągłe i popracować nad techniką biegu. To jest wyzwanie na przyszłość. Oglądając zdjęcia z Orlenu zauważyłem, że moja biegowa sylwetka nie wygląda najlepiej, nogi ugięte, biodra nisko, trzeba to poprawić wzmacniając mięśnie brzucha i grzbietu.

Druga sprawa to odpoczynek przed maratonem. Sądzę, że nie byłem wystarczająco wypoczęty. Obóz biegowy w Międzyzdrojach był świetnym pomysłem, ale powinien się odbyć na dwa tygodnie przed maratonem, tak, abym zdążył się zregenerować, nabrać siły i świeżości. Wychodząc na lekkie rozbiegania w ostatnim tygodniu przed Orlenem czułem zmęczenie i lekką niechęć do biegania, to był zły prognostyk.

Trzecia sprawa to taktyka biegu. Maraton zacząłem dość asekuracyjnie, pierwsze 5 km w tempie 4.18 – 4.20, od 5km biegłem ok. 4.15, od 20km do 35km skakałem między 4.10 a 4.18, biegłem dość nierówno. Od 36km zaczął się zjazd do 4.29, od 40km ostatkiem sił przyspieszyłem do 4.15. Nierówny, trochę szarpany bieg. Powinienem lepiej wyczuć swój organizm i zdecydować: biegnę cały dystans równo, starając się utrzymać stałe tempo, czy też pierwszą część maratonu biegnę spokojnie, a przyspieszam w drugiej połówce. Lekcja do odrobienie w przyszłości.

To był dopiero mój trzeci maraton, każdy z nich był inny, każdy przynosił nowe doświadczenia, z których należy wyciągać wnioski i pamiętać o nich podczas dalszych przygotowań i kolejnych biegów.

Co do samej imprezy, to ciężko się do czegoś przyczepić. Pogoda była dobra, jak dla mnie odpowiednia temperatura, nie przeszkadzał mi lekko padający deszcz, choć przez to trasa była śliska i widziałem kilku biegaczy, którzy się przewrócili. Pod względem logistycznym i organizacyjnym wszystko dopięte było na ostatni guzik. Bogaty pakiet startowy za cenę 79 zł. Po biegu załapałem się nawet na masaż. Jedyna moja uwaga dotyczy organizacji punktów z wodą. Było ich dużo, jednakże stolików z napojami powinno być więcej i powinny być szerzej rozstawione. Podczas biegu zauważyłem, że w momencie gdy do wodopoju wbiegała grupka biegaczy, ciężko było dopchać się do kubeczków, a wolontariusze nie zdążali ich wydawać. To taka drobna sugestia do organizatora na przyszłość, a doszły mnie słuchy, że kolejna edycja jest już w planach.


Podsumowując, to był dobry bieg, który wiele mnie nauczył. Wprawdzie nie udało mi się złamać 3 godz, ale mocno zbliżyłem się do tej magicznej bariery i liczę, że przy ciężkiej pracy w kolejnych miesiącach, podczas następnego maratonu wywalczę dwójkę z przodu.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz