Lepiej późno, niż wcale, wreszcie znalazłem chwilę na
napisanie relacji z Orlen Warsaw Marathon.
Zacznę od końca – metę przekroczyłem z czasem 03:00:40. I tu
pojawia się problem… czy traktować ten wynik jako sukces, czy może jako
porażkę. Nie ukrywam, że planowałem złamać 3 godz., cel był ambitny, ale do
zrealizowania, tym bardziej, że tegoroczny Półmaraton Warszawski przebiegłem z
czasem 01:21:51, co wskazywało, że w maratonie złamię 3 godz. Z drugiej strony,
gdy wezmę pod uwagę mój zeszłoroczny wynik z Berlina 3:19:26, to poczyniłem
duży progres. Chyba nie powinienem kręcić nosem, trzeba się cieszyć z dobrego
wyniku i trenować dalej, tak, żeby na następnym maratonie była już dwójka z
przodu ;)
Z Orlenu i maratońskich, wiosennych przygotowań wyciągnąłem
kilka wniosków. Po pierwsze nadal muszę pracować nad wytrzymałością. Podczas
tegorocznych przygotowań zrobiłem pięć 30tek i widać tego efekty. Dodatkowo
powinienem trenować biegi ciągłe i popracować nad techniką biegu. To jest
wyzwanie na przyszłość. Oglądając zdjęcia z Orlenu zauważyłem, że moja biegowa
sylwetka nie wygląda najlepiej, nogi ugięte, biodra nisko, trzeba to poprawić
wzmacniając mięśnie brzucha i grzbietu.
Druga sprawa to odpoczynek przed maratonem. Sądzę, że nie
byłem wystarczająco wypoczęty. Obóz biegowy w Międzyzdrojach był świetnym
pomysłem, ale powinien się odbyć na dwa tygodnie przed maratonem, tak, abym
zdążył się zregenerować, nabrać siły i świeżości. Wychodząc na lekkie
rozbiegania w ostatnim tygodniu przed Orlenem czułem zmęczenie i lekką niechęć
do biegania, to był zły prognostyk.
Trzecia sprawa to taktyka biegu. Maraton zacząłem dość
asekuracyjnie, pierwsze 5 km w tempie 4.18 – 4.20, od 5km biegłem ok. 4.15, od
20km do 35km skakałem między 4.10 a 4.18, biegłem dość nierówno. Od 36km zaczął
się zjazd do 4.29, od 40km ostatkiem sił przyspieszyłem do 4.15. Nierówny,
trochę szarpany bieg. Powinienem lepiej wyczuć swój organizm i zdecydować:
biegnę cały dystans równo, starając się utrzymać stałe tempo, czy też pierwszą
część maratonu biegnę spokojnie, a przyspieszam w drugiej połówce. Lekcja do
odrobienie w przyszłości.
To był dopiero mój trzeci maraton, każdy z nich był inny,
każdy przynosił nowe doświadczenia, z których należy wyciągać wnioski i
pamiętać o nich podczas dalszych przygotowań i kolejnych biegów.
Co do samej imprezy, to ciężko się do czegoś przyczepić.
Pogoda była dobra, jak dla mnie odpowiednia temperatura, nie przeszkadzał mi
lekko padający deszcz, choć przez to trasa była śliska i widziałem kilku
biegaczy, którzy się przewrócili. Pod względem logistycznym i organizacyjnym
wszystko dopięte było na ostatni guzik. Bogaty pakiet startowy za cenę 79 zł.
Po biegu załapałem się nawet na masaż. Jedyna moja uwaga dotyczy organizacji
punktów z wodą. Było ich dużo, jednakże stolików z napojami powinno być więcej
i powinny być szerzej rozstawione. Podczas biegu zauważyłem, że w momencie gdy
do wodopoju wbiegała grupka biegaczy, ciężko było dopchać się do kubeczków, a
wolontariusze nie zdążali ich wydawać. To taka drobna sugestia do organizatora
na przyszłość, a doszły mnie słuchy, że kolejna edycja jest już w planach.
Podsumowując, to był dobry bieg, który wiele mnie nauczył.
Wprawdzie nie udało mi się złamać 3 godz, ale mocno zbliżyłem się do tej
magicznej bariery i liczę, że przy ciężkiej pracy w kolejnych miesiącach,
podczas następnego maratonu wywalczę dwójkę z przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz