Opuściłem się i to bardzo… Ostatni wpis ponad miesiąc temu, po Biegu
Niepodległości. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, oczywiście, mogę się
tłumaczyć, że praca, że wyjazdy, że trening itd. Z blogami tak jest, że żyją
swoim życiem. Czasami się je zaniedbuje, ale zawsze się do nich wraca i to jest
optymistyczne J
Tak jak po ponad miesiącu powróciłem na bloga, tak po roku powróciłem
do Falenicy. Jak zerkniecie na moje wpisy z początku 2014r, to będzie tam o
Zimowych Biegach Górskich. To już taka tradycja – przychodzi grudzień, trzeba pobiegać po
wydmach, zapomnieć o miejskich chodnikach i parkach, uciec do lasu.
Przed startem w biegach górskich dwa razy samemu trenowałem w Falenicy,
biegałem tzw. cross pasywny, charakteryzujący się tym, że jest po prostu
wolniejszy, pozwala nogom, przyzwyczajonym do miejskiego biegania, przestawić
się na pagórki i leśne ścieżki.
W zeszłą sobotę rozpoczął się cykl, składający się tradycyjnie z 6
biegów. Pojechałem do Falenicy wcześnie, żeby bez kolejek odebrać nr startowy,
po drodze zgarnąłem kumpla. Na miejscu uiściliśmy opłatę za wszystkie biegi,
raptem 50 zł i zaczęliśmy się rozgrzewać. Trochę rozbiegania i trochę
elementów. W poprzednią sobotę było 8°C, bardzo ciepło jak na połowę grudnia.
Już podczas rozgrzewki zauważyłem, że forma jakaś taka marna, niemoc,
spodziewałem się, że rekordów nie będzie. Ale
przebiec trzeba i basta. Na starcie sporo znajomych twarzy, uśmiechy,
pozdrowienia. Punktualnie o 11.00 ruszyliśmy. Męczyłem te górki niemiłosiernie,
było mi gorąco, do głowy przychodziły myśli, żeby dziś odpuścić. Ale wziąłem
się w garść i ostatecznie z czasem 41.43 dobiegłem do mety. W poprzednim
sezonie podczas pierwszego biegu miałem wynik 43.35, a zatem tegoroczny czas
lepszy, jednak w ciągu roku poczyniłem spory progres, wiec na moje oko powinno
być znacznie lepiej. No nic, wychodzę, z założenia, że będzie co poprawiać.
Dziś znów trening w Falenicy – bieg crossowy 2 x 20 min. w tempie 4.45,
jedna przerwa 8 min. w truchcie. W Warszawie szaleje wichura, a w Falenicy
cisza, spokój. Dziś biegało się dobrze, do tego miałem fajne towarzystwo Łukasza,
którego podobnie jak mnie, zafascynowały falenickie górki.
Następny wpis niebawem, obiecuję. Powrócę z relacją z weekendowego
obozu biegowego w Międzyzdrojach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz