niedziela, 28 grudnia 2014

Międzyzdroje

Kilka dni temu obiecałem Wam relację z weekendowego obozu biegowego w Międzyzdrojach, więc piszę czym prędzej, żeby zdążyć jeszcze w tym roku.

Obóz odbywał się w dnia 5-7 grudnia i był dla mnie wspaniałym prezentem imieninowym. W imprezie wzięło udział około 50 osób, w tym sporo biegaczy z Allianz – z Warszawy, Bydgoszczy, Olsztyna.

Firmowym busem wyruszyliśmy z Warszawy w piątek, około godziny 7.00. Trochę martwiła mnie trasa, gdyż do pokonania było 650 km, do tego pierwszy raz prowadziłem busa. Jak się okazało wrażenia z jady były super, a droga do Międzyzdrojów wręcz idealna – najpierw jechaliśmy autostradą A2 do Świebodzina, gdzie zjechaliśmy na drogę ekspresową S3, którą dojechaliśmy aż do Międzyzdrojów. Pod względem infrastruktury drogowej w Polsce wiele zmieniło się na korzyść. Podróż zajęła nam około 6 godzin.

Zakwaterowani byliśmy w ośrodku Sporting w Międzyzdrojach, którego założycielem jest Pan Bogusław Mamiński, Vice Mistrz Świata oraz Vice Mistrz Europy na dystansie 3000m z przeszkodami. Pan Bogusław przyczynił się także do modernizacji stadionu miejskiego w Międzyzdrojach, na którym odbywała się część naszych treningów. To nowoczesny obiekt lekkoatletyczny, wyposażony w świetną bieżnię lekkoatletyczną oraz całe zaplecze treningowe. Niestety warszawskie ośrodki, takie jak stadion na Agrykoli, czy stadion Skry, są w dużo gorszym stanie i nie mogą się równać z obiektem w Międzyzdrojach. Trochę to dziwne, że stolica nie dysponuje nowoczesnym stadionem lekkoatletycznym.

W ramach obozu zaplanowane były cztery treningi, jeden w piątek, dwa w sobotę, ostatni w niedzielę. Dodatkowo w sobotę wieczorem mieliśmy zarezerwowaną odnowę biologiczną w jednym z pobliskich hoteli: basen, sauna, jacuzzi.

Krótko po zakwaterowaniu w pokojach, ruszyliśmy na pierwszy trening. Kamienica Sporting położona jest tuż przy plaży, a zatem pierwszy kilometr pobiegliśmy plażą, a następnie skierowaliśmy się na wspomniany już stadion miejski. Po krótkim rozbieganiu, na stadionie wykonaliśmy serię dogrzewających elementów, a następnie rytmy biegane w poprzek boiska, po tzw. kopercie. Piątkowy trening był dość spokojny, jego celem było przygotowanie nas do mocniejszego biegania w sobotę i niedzielę.

W sobotę, po śniadaniu i odpoczynku, ruszyliśmy na długie wybieganie po Wolińskim Parku Narodowym. Bieganie w takich okoliczności przyrody, to sama przyjemność, piękny las, łagodne wzniesienia, świeże powietrze. Zrobiliśmy pętlę z Międzyzdrojów aż do Jeziora Czajcze i z powrotem. Bieg zakończyliśmy na plaży. Po rannym treningu przyszedł czas na obiad i zasłużony odpoczynek, tym bardziej, że o 17.00 zaplanowane było kolejne bieganie.

Wieczorny trening znów przeprowadziliśmy na stadionie miejskim. Początkowo rozbieganie po ulicach Międzyzdrojów, dogrzewające elementy na stadionie, a trening właściwy – elementy biegu przez płotki. Dla bezpieczeństwa nie biegaliśmy przez płotki, elementy wykonywaliśmy obok urządzeń. Był to świetny trening, który uzmysłowił mi jak trudną dyscypliną jest bieg przez płotki. Dalej przeszliśmy do ćwiczeń z piłkami lekarskimi, a na koniec rozciąganie i powrót w lekkim biegu do hotelu. Po ciężkim dniu pyszna kolacja, a wieczorem odnowa biologiczna. Kiedy po 22.00 wróciliśmy do hotelu marzyłem o jednym – o łóżku. Chwilę posiedziałem ze znajomymi przy piwnie, niepostrzeżenie wymknąłem się z baru i poszedłem do pokoju. Spałem jak suseł.

Dobry sen przyniósł efekt - w niedzielę czułem się wypoczęty i aż rwałem się do kolejnego treningu. W planach były minutówki, trening mocny, który "wchodzi w nogi", dlatego go lubię. Zaczęliśmy tradycyjnie od rozbiegania, potem elementy dogrzewające i trening właściwy. Pierwsze minutówki staraliśmy się biegać dość spokojnie, kolejne coraz szybciej, aby dwie ostanie pobiec na maxa. Trening zakończyliśmy krótkim biegiem wzdłuż plaży.

To był wspaniały weekend, który uzmysłowił mi jak ciężko trenują zawodowcy. Przygotowanie profesjonalnego biegacza do zawodów, krajowych czy międzynarodowych, to nie przelewki, to bardzo ciężka praca. Treningi były wyczerpujące, ale przynosiły mi dużą satysfakcję. Do tego otoczenie pięknych Międzyzdrojów i bliskość morza, które po raz pierwszy widziałem zimą. Super, aż żal było wyjeżdżać.



sobota, 20 grudnia 2014

Powroty

Opuściłem się i to bardzo… Ostatni wpis ponad miesiąc temu, po Biegu Niepodległości. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, oczywiście, mogę się tłumaczyć, że praca, że wyjazdy, że trening itd. Z blogami tak jest, że żyją swoim życiem. Czasami się je zaniedbuje, ale zawsze się do nich wraca i to jest optymistyczne J

Tak jak po ponad miesiącu powróciłem na bloga, tak po roku powróciłem do Falenicy. Jak zerkniecie na moje wpisy z początku 2014r, to będzie tam o Zimowych Biegach Górskich. To już taka tradycja –  przychodzi grudzień, trzeba pobiegać po wydmach, zapomnieć o miejskich chodnikach i parkach, uciec do lasu.

Przed startem w biegach górskich dwa razy samemu trenowałem w Falenicy, biegałem tzw. cross pasywny, charakteryzujący się tym, że jest po prostu wolniejszy, pozwala nogom, przyzwyczajonym do miejskiego biegania, przestawić się na pagórki i leśne ścieżki.

W zeszłą sobotę rozpoczął się cykl, składający się tradycyjnie z 6 biegów. Pojechałem do Falenicy wcześnie, żeby bez kolejek odebrać nr startowy, po drodze zgarnąłem kumpla. Na miejscu uiściliśmy opłatę za wszystkie biegi, raptem 50 zł i zaczęliśmy się rozgrzewać. Trochę rozbiegania i trochę elementów. W poprzednią sobotę było 8°C, bardzo ciepło jak na połowę grudnia. Już podczas rozgrzewki zauważyłem, że forma jakaś taka marna, niemoc, spodziewałem się, że rekordów nie będzie. Ale  przebiec trzeba i basta. Na starcie sporo znajomych twarzy, uśmiechy, pozdrowienia. Punktualnie o 11.00 ruszyliśmy. Męczyłem te górki niemiłosiernie, było mi gorąco, do głowy przychodziły myśli, żeby dziś odpuścić. Ale wziąłem się w garść i ostatecznie z czasem 41.43 dobiegłem do mety. W poprzednim sezonie podczas pierwszego biegu miałem wynik 43.35, a zatem tegoroczny czas lepszy, jednak w ciągu roku poczyniłem spory progres, wiec na moje oko powinno być znacznie lepiej. No nic, wychodzę, z założenia, że będzie co poprawiać.

Dziś znów trening w Falenicy – bieg crossowy 2 x 20 min. w tempie 4.45, jedna przerwa 8 min. w truchcie. W Warszawie szaleje wichura, a w Falenicy cisza, spokój. Dziś biegało się dobrze, do tego miałem fajne towarzystwo Łukasza, którego podobnie jak mnie, zafascynowały falenickie górki.


Następny wpis niebawem, obiecuję. Powrócę z relacją z weekendowego obozu biegowego w Międzyzdrojach.